Bajka o smoku co długo chorował…

W odległej krainie żył sobie niezwykły smok imieniem Eustachy.  Mimo, iż Eustachy był całkiem sporych rozmiarów i miał już 131 lat, wśród smoków wciąż był jeszcze całkiem młody, bo te stawały się dorosłe w wieku 300 lat! Dla przykładu -Jego mama Brunhilda miała lat 624, a najstarszy ze znanych Eustachemu smoków – wuj Baltazar- 1615 i wciąż ział ogniem!

Jak każdy smok, Eustachy był wyjątkowy. Miał parę skrzydeł, jednak nie umiał latać, bowiem żył wśród malowniczych lasów i bagien, gdzie smoki z natury nie latały. Poza tym był zbyt ciężki i pękaty by móc się unieść w górę. Skrzydła służyły mu tylko do ozdoby, choć czasem, gdy nikt nie patrzył, machał nimi intensywnie, wierząc, że kiedyś uda mu się odlecieć w przestworza. Na nic zdawały się jego próby, a marzenia o odległych podróżach, na przykład do krainy mówiących drzew i rajskich pomidorów, których spożycie gwarantowało wieczną młodość, nadal pozostawały jedynie marzeniami.  Jak już wspomniałam każdy smok musiał być wyjątkowy, tak też i nasz Eustachy był niepowtarzalny – a mianowicie w zależności od pogody i nastroju zmieniał kolory. W słoneczny dzień był żółciutki w jasnozielone paski, wieczorem bywał seledynowy w czerwone grochy, a w nocy gdy spał na skalnej półce był taki jak jego mama – ciemno fioletowy.

 

Inne smoki nie zmieniały kolorów, lecz każdy z nich miał jakąś wyjątkową cechę np. siostra Pelagia umiała puszczać ogromne bańki mydlane nosem, a siostrzeniec Bonifacy, nawiasem mówiąc bardzo wstydliwy i niepozorny, umiał jako jedyny ze wszystkich smoków gwizdać, a za uszami rósł mu strojny pióropusz, którym wachlował się w cieplejsze dni. Czasem Eustachemu dokuczała jego wyjątkowość, choć dzięki niemu inne smoki poznawały kolory, których nigdy nie widziały – jak wtedy gdy któregoś ranka nasz smok obudził się w kolorze pistacjowym. Początkowo inne smoki nie wiedziały cóż to za kolor, dopiero Draco Sapientia, mały łaciński smok wędrowny, znający wiele bajkowych krain, rozpoznał kolor jako seledynowy.

Eustachy wiódł beztroskie życie – całymi dniami tarzał się w szyszkach i szukał trufli. Któregoś dnia jednak z trwogą odkrył, że… przestał ziać ogniem. Z jego gardła wydobywały się ledwie ogniki, które natychmiast gasły. Była to prawdziwa tragedia- smoki o których mowa żywiły się jedynie pieczonymi przez siebie kasztanami i bardzo rzadkimi gatunkami drzewnej huby. Eustachy jadł coraz mniej i już nie zmieniał kolorów jak dawniej- był brunatny w szare plamki. Kolor zdradzał jego podły nastrój. Marzył o pieczonym kasztanie, surowe grzyby nie smakowały mu wcale, tym bardziej, że wciąż bolało go gardło. Chudł i robił się coraz mniejszy. W nocy, gdy spał musiał przykrywać się coraz większą kupą liści bo było mu zimno, a na dodatek nie potrafił sam rozpalić zapewniającego ciepło paleniska. Któregoś dnia, gdy wokół panowała jesienna zawieja, nasz bohater, ubrawszy szalik i czapkę, wybrał się na spacer po okolicy. Nie uszedł jednak zbyt daleko bo podmuch wiatru uniósł jego brunatne ciałko ponad koronę drzew. Eustachy przestraszył się nie na żarty, nie mógł przecież wrócić na ziemie! Na szczęście jeden koniec szalika zaplątał się w gałęzie co nie pozwoliło smokowi odlecieć zbyt daleko. Dopiero późnym popołudniem jego pokrzykiwania usłyszał wuj Baltazar i ściągnął siostrzeńca na ziemię. Od tej pory, dla bezpieczeństwa, biedak nie opuszczał prawie rodzinnej pieczary. Jeżeli już, robił to niezwykle rzadko, przywiązany ogonkiem do swojego opiekuna, na wszelki wypadek, by nie odlecieć zbyt daleko. Co gorsza zrobił się tak malutki, że nawet jego własny szalik stał się zbyt ciężki. Teraz ledwie wystawał z wełnianej rękawiczki. Podczas gdy inne smoki rzucały się śnieżnymi gałkami i lepiły bałwana Eustachy nie wyciągał nosa z bezpiecznej pieczary.

 

Pewnie o tym nie wiesz, ale smoki są bardzo rodzinnymi stworzeniami, toteż wszystkie bardzo dbały o Eustachego, mimo to, gdzieś w głębi smoczej duszy, czuł się smutny, samotny i słaby. Prawie już zapomniał co znaczy ziać ogniem, aż pewnego wieczoru w odwiedziny wpadł znany już nam wszystkowiedzący smok Draco Sapientia. Draco, jako jedyny z żyjących smoków, gdy było zimno pokrywał się futrem, pomiędzy łuskami wyrastały mu włoski. Jedynie końcówka nosa nie była kosmata. Draco nie lubił swojego futra, musiał o nie dbać, a higiena nie należała do jego mocnych stron. Odkąd 230 lat temu złapał od pewnego wilka pchły, pozbył się ich dopiero na wiosnę.. wraz z futrem. Zwykle gdy robiło się chłodniej przenosił się do innych bajek, tam gdzie panowało wieczne lato – tak by nie pokrywać się włoskami. Tym razem jednak zrobił wyjątek, miał bowiem niesłychanie ważną wiadomość. Od innych wędrownych smoków poznał receptę na chorobę, która męczyła naszego bohatera! Otóż każdy smok, gdzieś tam we wszechświecie, ma swojego bratniego smoka, niektórzy nawet kilku! Smoki te są do siebie baaardzo podobne, choć nie koniecznie wyglądają tak samo. Jeżeli jeden smok straci moc ziania ogniem wówczas ten drugi, bratni smok może mu oddać część swojej mocy. Wszyscy przyjęli tę wiadomość z radością, a jednocześnie trwogą. Nikt przecież nie wiedział gdzie szukać bratniego smoka Eustachego. Kosmaty Draco obiecał pomoc innych wędrownych smoków.

 

Wiadomość o poszukiwaniach rozeszła się po okolicy, z czasem przedostając się do innych bajkowych krain. Nawet wiedźmy z Wielkich Bagien włączyły się w poszukiwania. Tym czasem jednak Eustachy musiał cierpliwie czekać w swojej pieczarze. Wymyślał sobie przeróżne zabawy – zdobił węgielkiem jaskiniowe skały, liczył spadające krople wody, przesuwał kamyczki to na jedną to na druga kupkę, lepił z gliny, uczył się wierszyków. Nudził się potwornie, ale wiedział, że jego cierpliwość się opłaci.

 

Mijały całe dnie, tygodnie, miesiące… aż w pewien wiosenny poranek do eustachowej pieczary zawitał długo oczekiwany gość – Draco.  Miał ze sobą niesamowite wieści i tajemniczą butelkę. Po wielu tygodniach poszukiwań w krainie Szeleszczących Ksiąg, a więc bardzo daleko od domu naszego bohatera, odnaleziony został bratni smok Eustachego. O dziwo nie był on do niego wcale podobny – miał długie i szczupłe ciałko, był wielkości jaszczurki, zwinnie poruszał się w powietrzu za pomocą rozpiętych skrzydełek, a na obiad pochłaniał książki, ale tylko te które wcześniej przeczytał. Była zatem niesłychanie oczytanym smokiem i od czasu do czasu nosił okulary cięższe od niego samego! Pewnego poranka przeczytał w lokalnej gazecie historię Eustachego i wtedy okazało się, że pod pewnym względem są tacy sami – smok ten, tak jak nasz Eustachy w zależności od pogody i nastroju zmieniał kolory. W słoneczny dzień był żółciutki w jasnozielone paski, wieczorem bywał seledynowy w czerwone grochy, a w nocy gdy spał wśród stosów książek kolor jego łusek miał barwę ciemno fioletową.  Tak właśnie odnalazł się bratni smok Eustachego. Mimo różnic łączyła ich unikalna możliwość zmieniania kolorów. Smok Książkowy, bo właśnie z rodziny książkowatych pochodził, zapragnął podzielić się z Eustachym swoją mocą ziania ogniem. Niestety daleka podróż okazała się niemożliwa. Jednak za pomocą innych mądrych smoków zamkną część swej mocy w butelce, którą właśnie teraz Draco dzierżył w swoich łapkach.  Moc zawarta w butelce okazała się eliksirem zdrowia. Lekarstwo  działało powoli, ale skutecznie. W lecie nasz mały przyjaciel nie był już taki mały, a co najważniejsze odzyskał upragniona moc ziania ogniem. Bez końca podpiekał trufle i kasztany. Rósł i rósł, stał się wielki i tak kolorowy jak nigdy dotąd. Dbał też o swoje zdrowie, codziennie płukał paszczę wywarem z leśnego ziela i mył porządnie zęby. Cieszył się zdrowiem i wyrósł na prawego smoka osiągając dojrzałość po trzystu latach…

Wtedy też poznał powabną smoczycę o przepięknych długich rzęsach. Zakochał się w niej, ale… to już zupełnie inna bajka.

K.K